Jestem rodowitym Ślązakiem z krwi i kości, z dziada pradziada, no może nie do szóstego pokolenia D: , ale jednak ta „Sląskość „ jest dość mocno zakorzeniona we mnie . Na codzień mowię ale potrafię też „godać” i nigdy się tego nie wstydzę gdy trafiam na drugi koniec polski . Kocham Śląsk i kocham tych ludzi . Praca fotografa ślubnego często wiąże się także z dalekimi wyjazdami , no chyba , że jesteś fotografem, który świadomie wybiera lokalne tereny, albo twój poziom artystyczny nie jest tak wybitny , żeby przyszli małżonkowie z kolejnych 15 województw zapragnęli by cię mieć w swoich szeregach. Mam to szczęście , że skądinąd, znajdują się takie pary, które w gąszczu tak dużej konkurencji , wypatrzą właśnie moją firmę . To miłe , ale też dość mocno uciążliwe w kwestii logistycznej . Jasne, mam w firmie aż 7 osób które pomagają mi zrealizować ponad 120 ślubów w roku . Taka ilośc , bo po prostu nie potrafię odmawiać , taki jestem . No dobra, tyle że moja rola sprowadza się także do postprodukcji materiału foto jak i realizacji sesji poślubnych, a z tym już nie jest tak łatwo . Lubie podróżować, wszędzie tam gdzie mam kontrole nad pojazdem 😀 . No właśnie , samolotów boję się jak ognia , a raczej, jak samolotów , bo ognia to się akurat nie boję . Trochę zagmatwane, ale wiecie o co chodzi . To jedyny taki przypadek który z żalem w sercu muszę odmówić parze narzeczeńskiej. W mojej przygodzie z fotografią było wiele narzeczonych które organizowały czy to ślub zagraniczny czy też sesję poślubną w „ rajskich „ klimatach . Wiem, może jestem nie poważny, śmieszny , a może po prostu czuję zbyt duży lęk , ale świadomie odmawiałem tak lukratywnych zleceń , ( Meksyk , Malezja , USA , Malediwy i inne ) po prostu zawsze byłem dziwny pod tym względem , jednak ciągle nad tym pracuję 🙂 . Może ta dziwność pozwoliła mi dojść mimo wszystko to tego miejsca w którym się znajduję ? Może . Bycie fotografem ( ślubnym ) nie jest takie proste , gładkie i piękne jak to się ludziom wydaje . Często jadąc w Polskę pary są w głębokim szoku , że na moim Śląsku można bawić się na przyjęciu weselnym w powszedni dzień tygodnia jakim jest wtorek czy czwartek . Miałem kilka lat temu nawet maraton gdzie „odprawiłem „ aż 6 ślubów w 7 dni , sam . Pierwszy i ostatni raz . To nie tak że nie dawałem z siebie 100 % , po prostu człowiek nie jest maszyną , a mi zwyczajnie bliżej już do wieku przed-emerytalnego niż do matury . Robię to co kocham , każdemu życzę pracy powiązanej z pasją która także daje ci spokój ducha a także finanse które ma się w ryzach . Idąc dalej muszę powiedzieć , że „Zarażam „ , moich pracowników , a także przyszłe pary , tym entuzjazmem i wolą bycia lepszym , silniejszym , bardziej ambitnym , a w tym wszystkim bardzo prawdziwym i skromnym . Ok , lubię jak o mnie mówią , nawet jak by mówili źle , to też daje mi to kopa , taki jestem , taka osobowość . Swego czasu pracowałem w Warszawie na zleceniu weselnym i para młoda pyta „Marcin dlaczego nie chcesz się przeprowadzić do Warszawy , robisz tak piękne zdjęcia i potrafisz „łapać” momenty , tutaj byś miał jeszcze więcej pracy „ . Jak wiadomo ludzie którzy wyjeżdżają do stolicy świadomie, bądź mniej świadomie liczą nieskromnie na zrobienie kariery zawodowej . Pamiętam , że chwile myślałem by odpowiedzieć , „ Warszawa nie da mi tego co daje mi Śląsk „ i to dosłownie . Taki paradoks , że akurat rynek ślubny , ilościowy , jakościowy jak i greatywikacyjny jest u nas po prostu bardziej obfity niż w Warszawie. Dlatego na pytanie , czy mam plan wyjechać do stolicy , odpowiem – NIE DZIĘKUJĘ – ZOSTAJĘ